Dołączył: 04 Paź 2007
Posty: 10 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zamieszkuję na Wyspie :-)
|
|
Wysłany: Śro 11:14, 07 Lis 2007 Temat postu: m/v "Toisa Leopard" |
|
|
Wypłynął zdrowy marynarz, przywieźli strzęp człowieka
Monika T. z Gdańska do tej pory drży, gdy wspomina tamtą lipcową noc, 31 lipca ubiegłego roku. Minęła godzina 1.30. Nagle rozległ się dźwięk domofonu. - Proszę zabrać męża, który oszalał - w słuchawce zabrzmiał męski głos. - Jesteśmy na dole. Myślała, że śni. Mąż jeszcze niedawno dzwonił do niej z pokładu angielskiego statku m/v "Toisa Leopard". Wprawdzie mówił, że chce zejść na ląd, ale szaleństwo?
34-letni Tomasz wszedł do mieszkania. Jego towarzysz, szybko się pożegnał. Zostawił człowieka, jak paczkę. Tomasz miał ślady, jakby pochodzące od sznura, na przegubach rąk. Zachowywał się dziwnie. Co chwilę biegł się myć do łazienki, prosił żonę, by zamknęła dokładnie okna, bo... będzie skakał. - To był jakiś koszmar - mówi Monika. - W domu płakała trójka dzieci (w tym jedno niepełnosprawne) i miotał się bliski mi człowiek, którego nie poznawałam. O Boże, pomyślałam, przecież miałam być z dziećmi na wakacjach! A gdyby nie było mnie w domu? Do świtu chodziła za Tomaszem krok w krok. Rano zadzwoniła do przychodni. - Musi pani zawieźć męża na Srebrzysko - usłyszała. Łatwo powiedzieć - zawieźć. Tomasz krzyczał, że jest zdrowy. Wezwała taksówkę, wsadziła do niej dzieci i męża. Powiedziała głośno, że jadą na lotnisko. Taksówkarzowi pokazała kartkę "Na Srebrzysko!!!". Tomasz szalał w samochodzie. Dojechali chyba cudem... - Lekarze stwierdzili, że mąż zagraża otoczeniu, a jego stan jest krytyczny - mówi Monika. - W kaftanie trafił na oddział zamknięty. Jeździłam do niego codziennie. Dostawał silne leki, przez wiele dni przypominał roślinę.
Do tej pory Monika nie wie, co zdarzyło się na pokładzie statku. Od współtowarzyszy męża usłyszała, że Tomasz nagle zaczął zachowywać się dziwnie. Chciał wysiąść przez burtę... Przez tydzień trzymano go zamkniętego w kabinie, aż wreszcie odesłano do domu pod opieką kolegi. - Byłam wstrząśnięta -opowiada żona. - Przecież statek męża pływał u wybrzeży Anglii. Dlaczego nie wezwano lekarza? Dlaczego odesłano go w ,ciemno" jak bezużyteczną paczkę? Tomasz przed wypłynięciem w morze został zbadany przez dr Jerzego Nitkę, specjalistę medycyny morskiej, który stwierdził, że marynarz jest całkowicie zdrowy i wypisał mu odpowiednie zaświadczenie ważne do maja 2003 roku. Wśród dokumentów męża Monika znalazła też pisma z Academy Marytime Services, agencji mustrującą męża na statek. W jednym z nich przeczytała, że pracodawca zagraniczny wypłaca zasiłek chorobowy na podstawie zwolnienia lekarskiego, a "w przypadku zajścia przy pracy lub innej dolegliwości przewidzianej umową o pracę wypłaca również odszkodowanie za trwałe inwalidztwo."
Monika nie pracuje, trójce dzieci zaczął w oczy zaglądać głód. Żona marynarza rozpoczęła półroczną walkę o zasiłek chorobowy dla męża. Wzięła zaświadczenie ze szpitala i już 3 sierpnia napisała pismo do Academy Marytime Services, prosząc o wypłacenie zasiłku. Nie doczekała się pieniędzy. W październiku Andrzej Kościk, inspektor IFT (Międzynarodowej Federacji Transportowców) poradził jej, by wysłała faksy do m.in. Państwowej Inspekcji Pracy, Krajowego i Wojewódzkiego Urzędu Pracy oraz prezydenta Gdyni. Otrzymała odpowiedzi, które można streścić krótko "to nie my". - Zadzwoniłam do angielskiego armatora statku, czyli do Sealion Shipping LTD - opowiada zdenerwowana kobieta. - Kiedy koleżanka, świetnie władająca językiem angielskim powiedziała im, w jakiej sprawie jest telefon - odmówili rozmowy. Wiem też, że bezskutecznie interweniował u Anglików inspektor ITF.
Tuż przed świętami żyjącej w ciężkich warunkach rodzinie Tomasza T. 900 złotych pożyczki udzieliła agencja AMS. - Marynarzowi należy się odszkodowanie zgodnie z warunkami kontraktu - przyznaje kpt. Bogumił Łączyński, kierujący AMS. - Raport został wysłany do armatora, nasza agencja wielokrotnie monitowała w tej sprawie. Ubolewam, że marynarz nie otrzymał jeszcze odszkodowania i cały czas mam nadzieję, iż do tego wreszcie dojdzie. Sealion Shipping LTD obecnie zatrudnia ok. 150 Polaków. Współpracuję z tym armatorem od siedmiu lat i muszę stwierdzić, że zawsze solidnie płacił wszelkie zobowiązania. Monika cały czas liczy na solidność Brytyjczyków. Aby utrzymać swój dom, zaczęła sprzątać mieszkania obcych ludzi. Tomasz nadal się leczy, obecnie już w oddziale dziennym szpitala na Srebrzysku. Do tej pory nie wiadomo, dlaczego nagle zachorował. Dane chorego marynarza i jego żony zostały zmienione.
Mówi Henryk Piątkowski, Związek Zawodowy Polskich Oficerów i Marynarzy:
- Każdego roku do inspektorów związków zawodowych zgłasza się ponad tysiąc polskich marynarzy, próbujących odzyskać należne świadczenia zdrowotne od obcych armatorów! Z tego połowa otrzymuje pieniądze po długim czasie oczekiwania, a 25 procent - nigdy. Nawet marynarz z prawomocnym wyrokiem sądu bywa "przetrzymywany" przez ubezpieczyciela. Znam przypadki, gdy sąd orzekł odszkodowanie w wysokości 15 tysięcy dolarów, po kilku miesiącach ubezpieczyciel zaproponował 7 tysięcy, a kiedy ofiara się nie zgodziła, odczekał jeszcze pół roku. Wtedy będąca w dramatycznej sytuacji rodzina marynarza została zmuszona do przyjęcia zaledwie 5 tysięcy dolarów. Tego typu sytuacje są niedopuszczalne.
Dorota Abramowicz - POLSKA Dziennik Bałtycki
Post został pochwalony 0 razy
|
|