|
|
Zobacz poprzedni temat
:: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dołączył: 30 Sty 2006
Posty: 94 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 97 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: WOLIN
|
|
Wysłany: Pon 18:14, 05 Maj 2008 Temat postu: DALMOR |
|
|
Życia też nie zna kto nie pływał na "rybakach"
Miało się ten talent do śpiewania. Oj miało.
O losie, łza się kręci w oku. Tak było. Kochani tak było.....
Co tu ukrywać żyło się ostro, piło jeszcze ostrzej, tyrało aż do utraty przytomności ale było też i z czego się śmiać, przynajmniej czasami. Pochodziliśmy z różnych części Polski. Z różnych społecznych grup, z różnych nacji. Byli tam byli oficerowie Ludowego Wojska Polskiego z okresu gdy mawiano: "Nie matura lecz chęć szczera, zrobi z ciebie oficera". Potem, po odwilży zimnowojennej poszli ci oficerowie na "zieloną trawkę", no w tym wypadku na "rybaki".
Był tam pilot odrzutowca, którego poniosła ułańska fantazja i przeleciał na swojej "rurze" MIG-15 tak nisko nad plażą w Gdyni że babom biustonosze pozrywało i co gorsza wywiało tak daleko że nie mogły ich znaleźć. Wylali go z woja za to, ciupasem.
Był ksiądz, który wzorem Świętego Piotra zapragnął dać ludzi ryby a nie zabierać ich oszczędności, był tzw. "szósty dyrektor" tym razem z tych co to: "Bierny, Mierny ale Wierny", jak nazywano niedouczonych często towarzyszy na eksponowanych stanowiskach.
Było sporo byłych funkcjonariuszy UBP, jednego nawet znałem bliżej. Ile razy "nadużył", a zdarzało mu się to niezwykle często, wspominał z łezką w oku że jedynym zadaniem jakie otrzymał z racji pracy w UB było siedzenie na jabłonce w księżowskim sadzie i obserwowanie co wielebny wyczynia nocami z dość jurnie wyglądającą gospodynią. Tyle że proboszcz miał psa, dużego zresztą i na noc spuszczał go z łańcucha. Jak agent się wykurował i był gotowy do dalszej służby rozwiązano Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. Załatwili mu więc przyjęcie na "rybaki". Skończył nawet jakieś tam kursy i pływał "za oficera".
Jeden z kapitanów, u którego zdobywałem ostrogi w zawodzie rybaka dalekomorskiego, był byłym oficerem żandarmerii wojskowej. Tyle że jak już nim został to zawołali go razu pewnego do "Informacji" i zaznaczyli z głośnym rykiem; K..owski byliście, ku, w AK? A on miał lat 15 w 1944. Jak każdy młodzieniec marzył aby dobrać się Niemcom do skóry i zaciągnął się do oddziału partyzanckiego. Przez 3 miesiące strugał ziemniaki w kuchni i prał onuce a potem wojna się skończyła i oddział rozwiązano. Nawet nie zdążył się zapytać gdzie był, dopiero od oficera "Informacji" dowiedział się że w Armii Krajowej. Wylali go z woja na zbity pysk, nie było litości dla reakcjonistów.
Śpiewano wtedy: "My z ZMP. My z ZMP, reakcji nie boimy się" O Polsko Ludowo.. to były czasy...
Tak więc były kapitan żandarmerii polowej WP został kapitanem statku rybackiego, były ubek oficerem, były major artylerii bosmanem, były ksiądz kucharzem.
Ale tu jak myślę należałoby zacząć od samego początku czyli "ab ovo": Przed wojną każdy ulik, czyli solony czy marynowany śledź pochodził albo od Kaszubów albo jak kto miał "smalec" czyli środki płatnicze, to mógł zafundować sobie małosolnego "matiasa" eksportowanego od Holendrów. Kaszubskie były tańsze, mniejsze i nie takie tłuste. Pochodziły z Bałtyku a ten jest niby morzem, ale nie takim słonym, ciężar wody morskiej, regularnej takiej, jest 1,025 g./cm3, bałtycka woda ma tylko 1.015 gr./cm3. Ma to olbrzymi impakt na środowisko, wszystko jest mniejsze, nawet sam Bałtyk. Bałtycki ulik wygląda jak młodszy brat śledzia z morza Północnego, to samo z dorszem, flądrą a nawet szprotka nie jest taka dorodna. Tyle że smakowo to .....O, to już inna sprawa, nic tak nie "podchodziło" jak swieżutka wędzona rybka pod "piędziestkę" CzystejWyborowej, czy nawet Czystej Zwykłej z czerwoną kartką. Rarytas.... można powiedzieć.
Po wojnie jednym z największych problemów ówczesnej władzy ludowej było wykarmienie przodującej siły narodu klasy robotniczej, chłopi, niby znowu jak przed wojną, siali i zbierali ale słuchy o kołchozach i przymusowej kolektywizacji nie dodawały im siły i ochoty do pracy, przyszłość swą widzieli w czarnych, raczej, barwach. Dno Bałtyku było pokryte wrakami statków, trafiały się i miny tak że rozwój rybołówstwa nie przedstawiał się w zbyt różowych kolorach. Tak więc władze postanowiły sięgnąć po zasoby Morza Północnego. Powstało pierwsze przedsiębiorstwo Połowów Dalekomorskich "Dalmor" w Gdyni, przekształcone ze spółdzielni rybackiej "Arka", która królowała już, na ile ją było stać, na łowiskach bałtyckich. Zakupiono w Holandii dwa stare, węglem opalane, parowe jeszcze trawlery rybackie i nadano im szumne miana "Kastor" i "Polluks". Gorzej było z ludźmi. Polska jak miała jakichś rybaków to rozproszyli się po całym Świecie, wielu Kaszubów służyło w Kriegsmarine i niezbyt kwapiło aby pochwalić się swymi morskimi kwalifikacjami. I tu trafił się osobnik który na wieki całe złotymi zgłoskami zapisał się w historii polskiego rybołówstwa. Nazywał się Wiktor Gorządek i był pierwszy polskim Kapitanem Żeglugi Wielkiej Rybołówstwa Morskiego. Kapitan Gorządek urodził się cudem jakimś, w Taszkiencie w Gruzji, innym cudem zdobył kwalifikacje morskie a losy, przyjazne lub nie, rzuciły go do Wielkiej Brytanii. Wojnę przepływał na brytyjskim trawlerze rybackim, który mimo blokady niemieckiej dostarczał mieszkańcom Albionu tak uwielbianego przez nich komponentu do słynnych "Fish and Chips". Legenda o nim głosiła że dnia pewnego znalazł na morzu szalupę z załogą zatopionego przez aliantów niemieckiego kutra torpedowego, tyle że niebacząc na protesty i powoływanie się na konwencję genewską kazał im tyrać przy rybie tak długo aż załadował swój statek. Chodziły słuchy że zbyt mocno skarżących się Niemców traktował przy pomocy tzw. "mieszadła" dość dużych rozmiarów drewnianej kopyści służącej do wymieszania śledzi z solą przed wsypaniem ich do beczki. Kopyścią taką można byłoby bez trudności wysłać na tamten świat wołu. Po powrocie do angielskiego portu Niemcy złożyli na kapitana zażalenie, które spowodowało że kościsty Szkot, Member of Parliament przybył na spotkanie z krnąbrnym kapitanem Gorządkiem, które to spotkanie wspominał jeszcze długie lata. Od tego czasu o Polakach zwykł mawiać że nie ma nacji która by naszych przepiła. Należy się tu domysleć że kapitan Gorządek za kołnierz, jako uczciwy człowiek morza, nie wylewał a Szkocisko też nie był od tego żeby odmawiać. Zawsze całe swe życie wierzył w wyższość angielskiej rasy nad innymi, słowiańską nawet. Do momentu jak spotkał kapitana Gorządka.
Historia ta nie jest wyssana z palca, miałem okazję poznać kapitana Gorządka osobiście. Był moim kapitanem, też. I nauczycielem.
Ciąg dalszy nastąpi...
Robust Stwardniałek Kpt. Ż. W. R. M.
publikacja z [link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Admin dnia Śro 13:31, 23 Sty 2019, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Dołączył: 14 Kwi 2008
Posty: 25 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Wysłany: Wto 17:20, 06 Maj 2008 Temat postu: Witam |
|
|
Serdeczny i niski uklon w strone Dalmorowcow. Mimo ze ja z Odry to spotykalo sie razem przy kuflu piwa. Wbrew temu iz mowiona iz w zgdzie z kaszubami nie zyjemy. Ja mialem Kaszuba Kapitana i jakos nikt nie narzekal ( sprobowal by )
Mimo iz mlodym rybolem jestem bo nie pamietam jednostek na wegiel
Rybolem pozostalem, juz po swiecie mnie ganialo i pracowalem z naprawde wieloma nacjami. Do Kaszubow nie mam nic i nigdy miec nie bede. Zawsze mile wspominam przyjaciela Z Kaszub piszacego wiersze i fachowca nie z tej ziemi. W kazdym badz razie potepiam glupio stworzone podzialy. Zreszta wszyscy podzielilismy ten sam smutny los.....Bialo Czerwona Juz Nie Powiewa Dumnie Na Trawlerach Prztworniach na morzach swiata. My rybacy spotykamy sie od ( duzego ) czasu do czasu juz gdzies po swiecie. Nie zapomne tej pracy, na Polskich Jednostkach - tam nauczono mnie wszystkiego.
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 3 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Wysłany: Śro 13:36, 07 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Robust też jest z Odry. Nie mniej Dalmor był pierwszy i od tego trzeba zacząć.
Do Odry autor jeszcze nie doszedł ale o niej będzie i tak większość wspomnień.
Robust kończył poza tym Szkołę Morską w Gdyni, w tym mieście też mieszkał tak że siłą rzeczy z Dalmorem kontakt musiał mieć. Zresztą historię trzeba pisać "Ab Ovo" a Dalmor jest tak faktycznie ojcem Odry. Tak było, tak było.
Robust S.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|